Delhi - Gorakhpur
Praktycznie nikt z nas nie śpi, zatem jak tylko zrobiło się jasno wychodzimy z hotelu. Biuro rezerwacji biletów kolejowych jest jeszcze zamknięte, zatem idziemy sprawdzić za ile oferują bilety w jednym z licznych tu punktów "informacji turystycznych". W Indiach można zauważyć wiele biur z napisem w stylu "Tourist Information Office", jednakże są to komercyjni naciągacze i nie mają nic wspólnego z oficjalnymi biurami. Właśnie w jednym z takich prywatnych biur, zaproponowali nam bilety do Gorakhpuru po 1500 INR za osobę... ostentacyjnie wychodzimy :-)
Po otwarciu biura rezerwacji na dworcu, okazuje się, że nie ma takiej ilości biletów na jeden pociąg. Tego wieczora odchodziły do Gorakhpuru dwa pociągi, ale w jednym były tylko 2 miejsca wolne, a w drugim 4. Facet zaproponował nam rozdzielenie się i jedna grupa pojechałaby dziś a druga jutro. Niestety, to nie wchodziło w grę, za bardzo się polubiliśmy żeby się teraz rozdzielać :-) Szybka decyzja - kupujemy te 4 bilety i jedziemy razem w ósemkę, jakoś to będzie :-) Jeden bilet kosztuje 300 INR (cóż za różnica w porównaniu z 1500 INR), czyli dla nas na głowę wychodzi po 150 INR. W tym samym czasie Jacek zasypia na fotelu w poczekalni :-)
Idziemy pokręcić się trochę po Paharganju, niektórzy poszli się zdrzemnąć do hoteliku. Mnie zaczynają łapać problemy żołądkowe i będą trzymać do pierwszego dnia trekkingu, czyli kolejne 5 dni. W tym czasie praktycznie nic nie jadłem (raz na 2 dni jakiś ryż) tylko dużo piłem.
Przed 20.00 jesteśmy na peronie. Trochę się gubimy, znaleźliśmy jakiś pociąg do Gorakhpuru, ale nie ma nas na liście pasażerów. Trudno, przecież mamy bilety. Ładujemy się do środka, wyganiamy jakiś Hindusów, którzy siedzą na naszych miejscach. Po jakiś 2h przychodzi konduktor i zaczyna się draka. Hindusi coś krzyczą i pokazują na nas palcami. Okazuje się, że... to nie nasz pociąg!! A już tym bardziej nie nasze miejsca, a my tych biedaków wywaliliśmy :-) Nasz pociąg jedzie za nami. Konduktor chce nas wywalić na następnej stacji, ale nasz prawidłowy pociąg się na nim nie zatrzymuje. Wychodzimy w jakimś obskurnym miejscu. Wszędzie brud, wygląda to jak obóz dla uchodźców, ludzie śpią gdzie popadnie. Kierownik dworca nam pomaga i kontaktuje się z naszym pociągiem by się specjalnie dla nas tu zatrzymał. Ewa źle się czuje, na odchodne rzuca pawia na peron. Ludzi to w ogóle nie szokuje, jakiś pan zaraz to sprzątnął :-) Wchodzimy do pociągu, zajmujemy już nasze prawidłowe miejsca. Kanar sprawdza bilety, trochę nie zgadza się ilość, ale macha ręką bo już chyba nie chce się z nami kłócić :-) Ruszamy, po dwie osoby na jednym łóżku, ale najważniejsze, że w stronę Nepalu.
Wydane:
12 INR - woda