Khajuraho - Agra
Wychodzę z hotelu koło 7.00 do restauracji na umówione śniadanie. Hmm... zamknięte, kolesia nie ma. Trudno zjem jakieś banany, odwracam się, wychodzę i nagle ktoś mnie woła, żebym zaczekał, że pójdzie obudzić szefa. Kurde, a mi się śpieszy! Dobra czekam. Za chwile przychodzi zaspany. Pomyślałem, że zamówię to samo co wczoraj na kolację, żeby nie było problemów z produktami. No i co widzę? On idzie do sklepu po jajka, a drugi wsiada na rower i jedzie po warzywa!! Krew mnie zaleje z tymi ludźmi! Przecież miałem z samego rana iść zwiedzać! Po zjedzeniu zamawiam obiad na konkretną godzinę, żeby już nie było jaj bo inaczej nie wyjadę dziś z tego miejsca.
Khajuraho to zwykła wiocha, ma ok. 20 tys. mieszkańców (jak na Indie to zadupie a u nas to już miasto). Słynie ze swoich przepięknie zdobionych tysiącletnich świątyń. Większość osób kojarzy te świątynie po rzeźbach przedstawiających pozycje Kamasutry. Jest to chyba drugi po Taj Mahalu najważniejszy punkt turystyczny Indii. Świątynie podzielone są na zachodnią, wschodnią i południową grupę. Płatna jest tylko zachodnia, ale tam znajdują się najpiękniejsze obiekty, reszta jest za free. Bilet znów 5$ (lub 250 INR). Sporo turystów, również z Polski. Te największe świątynie faktycznie robią spore wrażenie i na pewno warto to zobaczyć. Robię szybki tour de temples i obieram kierunek na wschodnią grupę.
Khajuraho jest małe, zatem nie warto brać rikszy, można sobie zrobić fajny spacerek na drugi koniec miejscowości. Po drodze spotykam kolesia na rowerze (na wstępie od razu zaznacza, że nie jest przewodnikiem), który potwierdza to co wcześniej postanowiłem - południowa grupa jest mało ciekawa i do tego dalej położona zatem można sobie odpuścić. Zwiedzam świątynie dźinijskie (bez rewelacji), później "nieprzewodnik" prowadzi mnie przez starą wioskę Khajuraho (bardzo fajne wąskie uliczki wśród oryginalnych, niebieskich chałup - o dziwo jest czysto) do następnych świątyń. Po drodze opowiada, że jest wolontariuszem i uczy małe dzieci z wioski. Szkoła utrzymuje się z datków, także mógłbym coś dorzucić dla "dobrej karmy". Pokazuje mi nawet i zaprasza do tej szkoły. Cóż, już wcześniej założyłem, że dobrą karmę to ja będę miał jak wrócę do Polski, w Indiach to niemożliwe ;-) Znów się okazało, że w Indiach nikt cię nie zaczepi i nikt nie pomoże jeśli nie ma w tym interesu. Zwiedzam kolejne świątynie ze wschodniej grupy. Fajne, ale jednak po obejrzeniu zachodniej grupy, te już nie robią takiego wrażenia.
Wracam, obiad już na mnie czeka. Biorę plecak i uciekam. Oddaje klucz. Mam na sobie paszportówkę z napisem "National Geographic". Koleś z hotelu prosi mnie, że jak wrócę do Holandii (sic!) to żebym napisał w przewodniku o ich hotelu ;-)
Na dworcu autobusowym znajduje się biuro rezerwacji biletów kolejowych. Chciałem kupić bilet z Jhansi lub z Agry do Jaipuru. Odpowiedź wyjątkowo nieuczynnego i znudzonego kolesia, była jak żywcem przeniesiona z PRLu: "nie ma"!! Na szczęście obok stał inny koleś (chyba ktoś od autobusów) i się mnie pyta gdzie chcę się dostać. Jak powiedziałem, że do Jaipuru to od razu podał mi najlepsze połączenia. Warto odnotować, że był to pierwszy uczynny Hindus, który sam z siebie mi pomógł.
O 15.00 jadę do Jhansi. Tłok i ścisk niesamowity. O 21.10 w Jhansi i autoriksza na dworzec. Na dworcu koleś z kasy dla obcokrajowców kieruje mnie do okienka gdzie kupują bilety wszyscy. Kupuję jakiś dziwny bilet do Agry - aha, kupiłem tylko na przejazd, nie ma już miejscówek. Pociąg powinien wyjechać o 23.25 a był koło 0.00. Teraz się okaże co za bilet kupiłem. Wchodzę do wagonu z napisem "no reservation". Nie wchodzę, ja się wciskam! Jestem dużą atrakcją, ludzie się na mnie dziwnie patrzą, jakbym pomylił wagony. Generalnie tłum do kwadratu. Nigdy bym nie pomyślał, że w tym wagonie może się zmieścić tyle ludzi!! Jeden na drugim! Są wszędzie, nawet na półkach na bagaż. Na 100% ludzie w tym wagonie nie mają żadnych biletów, tu w życiu by się już kanar nie zmieścił (jak ktoś chce może próbować w ten sposób podróżować za darmo po Indiach, ale męczarnia straszna). Miejsca mam tyle, że mogę oddychać ale nie mogę się w żadną stronę obrócić ani ruszyć ręką. Pociąg rusza i w pewnym momencie wszyscy siadają!! Tylko ja stoję. Teraz mogę ruszyć ręką, ale za to na podłodze jest taki ścisk, że nie mogę ruszyć stopą i w takiej blokadzie jadę od 0.00 do 3.50!! Zero ruchu! Później ktoś mi macha żebym przyszedł, bo u niego na ławce było trochę miejsca. Fajnie, tylko jak miałem przejść przez pół wagonu skoro nie mogłem ruszyć stopą! Zresztą musiałbym chodzić po głowach Hindusów. Generalnie 4 godziny na stojąco w bezruchu. Nie polecam.
Zmęczony wysiadam i gadam z rikszarzem, żeby mnie zawiózł za 10 INR na dworzec autobusowy. Po drodze pyta czy jadę do Jaipuru. Mówię, że tak a on się zatrzymuję i oznajmia, że właśnie to jest mój autobus. Cwaniak, przejechał tylko z 50 metrów a dostał całą kasę. Prywatne autobusy do Jaipuru z Agry odjeżdżają z ulicy Station Rd. jakieś 100 metrów od budynku dworca kolejowego. Kupuję bilet i o 5.00 wyjazd.
Połączenia z Khajuraho do Jaipur:
Autobusowe:
11.15 - z Khajuraho do Jhansi
16.00 - w Jhansi
18.00 - z Jhansi (odjazd przy CITRA CINEMA) do Jaipur
5.00 - Jaipur
Kolejowe:
9.00 - z Khajuraho do Jhansi (bus)
14.00 - w Jhansi
15.20 - pociąg z Jhansi do Agry
po 18.00 - w Agrze
19.00 - pociąg z Agry do Jaipuru
Moje połączenie:
15.00 - z Khajuraho do Jhansi
21.10 - w Jhansi
23.25 - pociąg z Jhansi do Agry (wyjechał o 0.00)
3.50 - w Agrze
5.00 - autobus z Agry do Jaipur (koło dworca kolejowego)
po 11.00 - Jaipur
Wydane 645 INR:
34 INR - śniadanie (jajecznica z warzywami, tosty, herbata)
16 INR - czekolada Cadbury
250 INR - wstęp
13 INR - herbatniki
10 INR - wafelki
10 INR - woda
60 INR - obiad (kurczak z makaronem 50, herbata 4)
100 INR - bilet do Jhansi
10 INR - woda
10 INR - riksza na dworzec Jhansi
73 INR - bilet do Agry
10 INR - 2 X pattias (kanapacze)
5 INR - kawa
10 INR - riksza
12 INR - woda
13 INR - herbatniki
120 INR - bilet do Jaipur