Dziś młodzi idą do szkoły, piękni do pracy, a młodzi i piękni idą w góry :-)
Z Chamonix, czymś na co u nas się mówi „kolej podmiejska”, jedziemy do Saint Gervais/Le Fayet. Tam przesiadka do „Tramway du Mont-Blanc” (przystanek mieści się dokładnie vis a vis dworca kolejowego) i jedziemy do samego końca linii, czyli do Nid d'Aigle (2372 m n.p.m.). Około 12 km odcinek pokonujemy w godzinę.
Na miejscu piękny widok na lodowiec Bionnassay, na którym Michał widział świstaki :-) Czyżby objawy choroby wysokościowej? :-)
Ostatnie przygotowania, wysmarowanie ryjów blokerem, kibel i można ruszać. Wyrwaliśmy tak szybko do przodu, że nikt z nas nie zauważył kierunkowskazu na Mont Blanc i poszliśmy w zupełnie innym kierunku. Nawet byliśmy bardzo zadowoleni z faktu, iż szlak jest tak wyludniony. Jednak w pewnym momencie ścieżka skończyła się i dopiero wtedy coś nam zaczęło nie grać. Oczywiście nie cofnęliśmy się tą samą drogą (co mogłoby być mniej męczące), tylko wytyczyliśmy nowy skrót do właściwego szlaku.
Po dwóch godzinach krążenia po zwalisku, wreszcie docieramy na właściwą trasę i od razu spotykamy Polaków :-)
Szlak biegnie skalnym rumowiskiem aż do schroniska Tete Rousse (3167 m n.p.m.). Tam rozbijamy namioty. Parę metrów dalej mamy dostęp do wody lodowcowej, niedaleko przy schronisku, zamontowane są „toi-toie”, także warunki na pełnym wypasie.
Zaraz za nami znajduje się nasze jutrzejsze wyzwanie - Aiguille du Gouter, na którym znajduje się kolejne schronisko. Z dołu próbowaliśmy rozwikłać którędy biegnie szlak, już widzieliśmy te długie i łagodne trawersy… Taaa… A świstak siedzi i zawija…