Nie wychodzimy! Żaden przewodnik nie ruszył na szczyt ze swoją grupą. Kolejne prognozy nie przewidują poprawy pogody...
Trzeba się na coś zdecydować. Jacek ma ADHD i cały czas marudzi, że nie wytrzyma dłużej w tej celi. Poza tym kończy się jedzenie, gazu w kartuszach coraz mniej, a śniegu przybywa. Wejście do Goutiera z Tete było niebezpieczne gdy było sucho, a teraz wszędzie tam leży śnieg. Trzeba się liczyć z tym, że już nie stopnieje, a może być go tylko więcej.
Czekamy do południa aby wiatr rozgonił chmury i gdy już widoczność była dobra ruszamy w dół. Oczywiście w pełnym rynsztunku, liny, raki, czekany, maski i gogle. Warunki mocno zimowe. Zejście ekstremalne, ale naprawdę fajne i emocjonujące. Momentami wiatr wieje tak mocno, że z trudem utrzymujemy się na nogach. Niestety, te wszystkie utrudnienia powodują, że akurat z tego fragmentu mamy najmniej zdjęć (rekord pobił Michał - zrobił całe jedno zdjęcie).
Mijamy nasze poprzednie miejsce noclegowe – Tete Rousse i gnamy dalej, aby zdążyć na ostatni tego dnia tramwaj do Saint Gervais. Szybko zmieniamy klimat, gdy wychodziliśmy panowała zima, a teraz już mamy lato i grzejemy się w kurtkach. Nie ma jednak czasu na zmianę ubioru. Jeśli nie zdążymy na tramwaj, to musimy garować do następnego dnia. Na dodatek podczas zejścia, Michał traci swoje kolana i ledwo człapie. Walka do końca opłaciła się. Jesteśmy pół godziny przed tramwajem.
W środku pełno wycieczek emerytów i rencistów, jednak wokoło nas pusto. Na chwilę przyszła usiąść starsza pani, bo zależało jej na miejscu przy oknie. Wytrzymała z 5 minut. Dopiero później zrozumieliśmy przyczynę... ostatni raz myliśmy się 5 dni temu :-)
Dojeżdżamy do Chamonix via Saint Gervais i na miejscu okazuje się, że w naszym hotelu nie ma już wolnego miejsca. Wybór padł na pole namiotowe, cena jakże przyjazna - 5€ na łeb :-)
Wieczorem wielka debata pt. „co teraz?”. Mamy jeszcze tydzień wolnego i średnio chce nam się wracać prosto do domu. Paryż, Monte Carlo, Oktoberfest... wybór padł na Północne Włochy – Mediolan, Werona i Wenecja.