Taksówki przyjeżdżają dość punktualnie i po 8.00 wyruszamy do Marrakeszu. Zależy nam na jak najszybszym dostaniu się na pustynię. Przywożą nas na dworzec firmy Supratours (przy dworcu kolejowym), bowiem to niby stąd będziemy mieć najlepsze połączenie. Niestety okazuje się, że autobusy wyjeżdżają stąd raz dziennie, a wolne miejsca są dopiero na pojutrze! W między czasie dostajemy smsa od Jacka i Wojtka (tych spotkanych przy „Muflonie”), że oni znaleźli bez problemu transport z głównego dworca autobusowego przy Bab Doukkala. Nie mamy nic do stracenia i ruszamy z buta na dworzec. Tam od razu rzucają się na nas naganiacze. Normalny autobus do Warzazat kosztuje 65DIR+20DIR za bagaż (tyle zapłacili Jacek i Wojtek). My decydujemy się na wzięcie prywatnego minibusa. Cały do naszej dyspozycji, zatrzyma się kiedy będziemy chcieli, a nawet sam wskaże punkty widokowe i to wszystko za 100DIR za osobę.
Trasa wiedzie przez Atlas Wysoki, a najlepsze widoki dostarcza nam najwyższa przełęcz w Maroku - Tizi N'tichka (2 260 m n.p.m.). Zachowujemy się jak japońska wycieczka. Busik staje na parkingu, wszyscy wychodzą i trzepią zdjęcia. Po 5 min z powrotem do busa i w drogę aż do kolejnego przystanku ;-) Pogoda niezbyt sympatyczna, jest chłodno a na dokładkę zaczyna padać. Podobno jak tylko skończą się góry to dopadnie nas pustynne, ciepłe powietrze.
Podczas jazdy dogadujemy się, żeby za dodatkowe 300DIR od wszystkich, kierowca zawiózł nas do Ajt Bin Haddu (Ait Benhaddu) . Jest to już na pustyni. Miało być ciepło, a tu… pada deszcz! Na pustyni deszcz! Ajt Bin Haddu to miejscowość wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Położona niezwykle malowniczo na wzgórzu nad rzeką Warzazat. Kręcono tutaj między innymi Klejnot Nilu, Gladiatora i Aleksandra. Dzięki pieniądzom z Hollywood miejsce to jest odrestaurowywane i wciąż robi niesamowite wrażenie na turystach. Niestety nie możemy wejść do środka osady, ponieważ poziom rzeki podniósł się i utrudnia przemieszczanie. Musi nam wystarczyć widok z drugiego brzegu rzeki.
Po przeczytaniu wnikliwie przewodnika i podpytaniu naszego kierowcy, dowiedzieliśmy się że w Warzazat, do którego zmierzamy, tak właściwie niczego interesującego nie ma. Jest to tylko wygodny punkt wypadowy na pobliskie, pustynne atrakcje. Kierowca oferuje podwiezienie nas do Merzugi, do której właśnie chcieliśmy jechać z Warzazat. Po ostrych targach cena za ten 350km odcinek stanęła na 1500DIR od całości. Zabieramy jeszcze z Warzazat Jacka i Wojtka, którzy wysłali nam smsa, że będą tam na nas czekać. Następnie robimy zakupy w miejscowym markecie i ruszamy w kierunku naszej pustyni Merzuga.
Po północy busik zatrzymuje się pod jakimś hotelem. Jest ciemno, leje deszcz i nic nie widać w około. Jesteśmy na pustyni? Tak zimno i taka ulewa? Czy dobrze nas przywiózł? Jesteśmy wyjątkowo zmęczeni, więc nie sprawdzając okolicy, przystępujemy do negocjacji. Cena wyjściowa 150DIR, koleś jest skłonny zejść do 100DIR. Tomek jednak staje na wysokości zadania i udaje mu się wynegocjować cenę 40DIR za osobę! W sumie lekki szoczek. Pokoje są przestronne, ładnie urządzone, do tego wielka toaleta. W środku hotelu mały basen. W sumie 100DIR za nocleg w takim miejscu nie wydaje się zbyt wygórowaną ceną. Facet, z którym negocjował Tomek, sam przyznał, że trochę się zakręcił i nie powinien się zgodzić na taką sumę. Tak czy siak, klamka zapadła. Zostajemy za 40DIR!
Wydatki:
60DIR – taxi do Marrakeszu (300DIR/auto)
10 DIR – 2 ciacha i woda
120$ – wymiana (kurs: 1$=8,098DIR)
195DIR – transport do Merzugi (2700DIR/auto)
5DIR – placek
4,5DIR – sardynki w puszce
40DIR – nocleg