Dziś Grzegorz wylatuje do Londynu, zatem wstaje pierwszy. My jeszcze trochę leniuchujemy, a po 10.00 Ala i Janek idą poszukać nowego noclegu. O tej godzinie powinno coś już się zwolnić. Faktycznie udaje się zarezerwować dwa pokoje w hotelu Atlas. Warunki bardzo dobre, czysto i fajny taras – cena 70DIR.
Idziemy pospacerować po sukach, następnie obiad i idziemy pod pocztę, przy której umówiliśmy się z „morską grupą”. Przychodzą parę minut po 14. Rozpromienieni, szczęśliwi, dziewczyny z henną na dłoniach, jacyś odmienieni – Monika jakby przyjechała prosto z Woodstocku ;-) Przez cały czas mieli słońce nad oceanem. A my czym możemy się pochwalić? Jakoś tak głupio mówić, że mieliśmy śnieg ;-)
Całą grupą idziemy zwiedzać Marrakesz. To nasz ostatni dzień w tym mieście. Najpierw idziemy do Palais El-Badi. Jest to najbardziej znany pałac w Marrakeszu. Wybudowany w latach 1578-1602, cieszył się opinią jednego z najpiękniejszych na świecie. Marmury pochodziły z Włoch, a inne materiały budowlane sprowadzono z Indii. Niestety został zdewastowany przez Mulaj Ismaila w 1696 r., a budulec z pałacu został wykorzystany przy budowie nowej stolicy w Meknes. W środku znajduje się podziemny labirynt korytarzy, po którym trochę pobuszowaliśmy. Na murach można zauważyć gniazda bocianów, których jest tu bez liku.
Kolejnym celem naszej wycieczki są grobowce Saadytów, które znajdują się przy meczecie Kazba. Grobowcom udało się uniknąć zdewastowania przez Mulaj Ismaila, który kazał zaplombować mogiły, dzięki czemu do dzisiaj zachowały wiele z dawnej świetności. Na nas największe wrażenie zrobiła Sala Dwunastu Kolumn, która jest uznawana za jeden z najwspanialszych przykładów marokańsko-andaluzyjskiej sztuki dekoracyjnej.
Próbowaliśmy też zobaczyć park królewski, jednak jest on chyba w całości otoczony murem i nie udało nam się do niego wejść. Podczas fotografowania murów pałacu królewskiego, na kilku zdjęciach załapał się strażnik, który nakazał pokasować wszystkie foty, na których został uwieczniony. Powiedział, że nie można robić zdjęć funkcjonariuszom na służbie, ponieważ turyści często zamieszczają takie foty w internecie. Pewnie chodzi o to, żeby nikt się nie dowiedział, że się obijają. Mojemu aparatowi się nie oparł ;-)
Wieczorem na głównym placu Djemaa el-Fna pojawia się masa straganów z żarciem. Każdy z nich bazuje na grillu, więc nad placem unosi się wielka chmura dymu! Postanawiamy skonsumować tu naszą ostatnią wieczerzę. Trochę nas tu przekręcili na rachunku, ale chyba nam to nie popsuło ogólnego wrażenia ze wspólnej kolacji kończącej pomału naszą marokańską przygodę.
Wydatki:
9DIR – ciastka
30DIR – wstępy do zabytków (3 x 10DIR)
9DIR – soki pomarańczowe (3 x 3DIR)
10DIR – oliwki
70DIR – żarcie
70DIR – nocleg