No to wstaliśmy wcześnie! Ok. 10.00 podrywamy się z łóżek. Idziemy na piechotę na główny dworzec autobusowy. Trochę ciężko się tu rozeznać. Widząc nasze zagubienie, szybko podbiega do nas naganiacz. Meknes? Nic nie odpowiadając, prowadzi nas do autobusu. Janek poszedł rozliczyć się z kierowcą. Cena: po 15DIR za osobę, do tego po 5DIR za każdy plecak, 10DIR dla naganiacza i jeszcze oddał swój długopis. Te transakcje bywają męczące.
Po ok. 1,5h jazdy jesteśmy w Meknes. Jest przed 13.00, a o 17.24 mamy pociąg do Marrakeszu. Odpuszczamy Volubilis i skupiamy się na Meknes. Standardowo ruszamy powłóczyć się uliczkami medyny. Czujemy się trochę nieswojo. Pomimo tego, że na ulicach tłumy to nikt nas tu nie zaczepia. Jest tu jakoś tak spokojniej niż w Fezie czy Marrakeszu. Niby też miasto, niby dużo ludzi, ale jednak jest to bardziej odstresowujące miejsce. Przy okazji ceny jakby bardziej przyjazne niż w innych miastach. Wystarczyło nam 1,5h żeby przejść trasę polecaną przez Lonely Planet. Gdy już wracaliśmy, spotkaliśmy Jacka i Wojtka, z którymi pożegnaliśmy się w Merzuga. Nawet w takim tłumie Polacy potrafią się spotkać ;-) Przed odjazdem na dworzec idziemy jeszcze coś przekąsić. Przy dworcu autobusowym można się dobrze posilić za małe pieniądze. Przesiąknięci spokojem tego miasta, także bez pośpiechu zamawiamy dwie petit taxi (małe taksówki, jeżdżące tylko w obrębie miasta, zabierają maksymalnie 3 pasażerów). Jedziemy z Jankiem Fiatem Uno, który miał przebieg prawie 1 mln km! Płacimy według wskazań taksometru 25DIR – co za odmiana, nikt nas nie przekręca na cenach, płacimy oficjalne stawki! Gdy wchodzimy na dworzec okazuje się, że mamy 9 min do odjazdu pociągu! Szybko przedzieramy się do kas, Grzechu poprosił żeby nas przepuścili, bo zaraz odjedzie nam pociąg. Uff, zdążyliśmy. Pociąg i tak miał kilkunastominutowe opóźnienie, więc również wpisał się w ospałe życie tego miasta. Pociąg był bardzo wygodny i cichy. Jechało się wyjątkowo komfortowo.
Po północy lądujemy w Marrakeszu. Taksówką dojeżdżamy do Djemaa el-Fna i zaczynamy szukać jakiegoś hotelu. Okazuje się, że zaczęły się ferie i bardzo ciężko znaleźć jakieś lokum. Na ulicach zaczynają pojawiać się jakieś podejrzane typki. Co chwila ktoś nam proponuje pomoc. W pewnym momencie mieliśmy aż trzech „przewodników”, którzy prowadzili nas w miejsce, gdzie na pewno znajdziemy wolny pokój. Oczywiście nie trafili i za każdym razem odsyłali nas gdzie indziej. Po dłuższym czasie bezowocnych poszukiwań, trafiamy na dwóch chłopaków, którzy stali przed drzwiami jakiegoś budynku. Powiedzieli nam, że możemy tu przenocować za 250DIR. Cena coś za dobra. Zaprasza nas do ciemnej klatki schodowej, za nim bez namysłu ruszyła Ala, a później Grzegorz. W pewnym momencie Grzegorz staje i stwierdza, że to może być podpucha i że chcą nas tam zwabić. No tak, tylko że Ala jest już piętro wyżej sama! Idziemy za nią, a gdy słyszymy głos Ali: „Ale tu jest fajny taras!”, to już wiemy że jest bezpiecznie i spokojnie idziemy dalej ;-) Koleś pokazuje nam pokój. Myśleliśmy, że to jakiś hotel, jednak okazało się, że jest to prywatne mieszkanie, zaś my mamy zamieszkać w jego pokoju. Tylko dwa łóżka, warunki raczej spartańskie, ale z drugiej strony o trzeciej w nocy już nic nie znajdziemy. Próbujemy stargować cenę do 200DIR, w odpowiedzi słyszymy „No possible”. Mały blef z naszej strony, odwracamy się w stronę wyjścia i już słyszymy, że jednak possible. Później przychodzi jeszcze mama tego człowieka co nam odstąpił swój pokój i przynosi poduszki i koce. Rodzinna atmosfera ;-)
Wydatki:
5DIR – kanapka
23DIR – bilet do Meknes – dokładnie Janek zapłacił: 4x15DIR (bilet)+4x5DIR (bagaż)+10DIR dla naganiacza+długopis ;-)
6DIR – przechowalnia bagażu
1DIR – chusteczki
15DIR – kanapki z frytkami
2,5DIR – ciastko
7,5DIR – petit taxi (15DIR/auto)
163DIR – pociąg do Marrakeszu
12DIR – taxi do centrum (50DIR/auto)
50DIR – nocleg