Seti - Junbesi
Wychodzimy w końcu o 8.00 ;-)
Jest ciepło, ale chmury przeszkadzają w podziwianiu widoków.
Przed 11.00 zatrzymujemy się w lodgy na obiad. Ciężko nam się z panią dogadać. Poza tym nigdzie nie zapisała co zamówiliśmy i ciągle trza było jej przypominać. Jedzenie przygotowywała tak wolno, że Ewa zdecydowała się pomóc gospodyni. Tym razem autorem najbardziej interesującej sceny był Roman. Otóż Szerpowie to raczej ludzie niscy, zatem w domach drzwi również nie są duże. Co jakiś czas, każdy z nas sobie o tym boleśnie przypominał, jednakże Roman pobił wszystkich. My siedzimy przy stole i słyszymy wychodzącego z kuchni Romana, który chce nam szybko powiedzieć coś niezwykłego i mówi: "Słuchajcie..." i dokładnie w tym momencie uderza z impetem w futrynę! Przywalił głową tak mocno, że aż zwaliło go z nóg! W sumie straszna historia, ale pękaliśmy ze śmiechu ;-)
Przechodzimy przez las rododendronów, przepiękne tereny jak z żywca przeniesione z filmu fantasy. Szkoda jednak, że nie dbają o te niesamowite miejsca i wycinają drzewa bez opamiętania. Można tu zobaczyć tereny, gdzie po lasach zostały tylko pniaki.
Dziś mamy prawie 1000 m podejścia, a następnie prawie 900 m zejścia. Po raz pierwszy przekraczamy granicę 3000 m - docieramy na przełęcz Lamjura La (3530 m). U kilku osób pojawia się mały ból głowy, który szybko przechodzi w czasie zejścia.
Po drodze Zbyszek próbuje przejść się z bagażem 16-letniego Szerpy. O przejściu musiał szybko zapomnieć, ponieważ ledwo go podniósł i zdołał się tylko obrócić dookoła własnej osi. Na jego oko, ten ładunek ważył jakieś 60 kg ;-) Może trochę przesadzone, ale wielki szacunek pod tym względem dla Szerpów.
Ok. 17.00 dochodzimy do Junbesi (2675 m). Zatrzymujemy się przy pierwszej napotkanej lodgy. Jacek i Wiktor idą sprawdzić warunki. Jackowi strasznie chce się lać, zatem pierwsze co, to ogląda kibel. Wyszedł z uśmiechem na twarzy - "zostajemy" ;-) Okazało się, że trafiliśmy chyba na najlepszą lodge w Junbesi. Dzieci gospodarzy siedziały w USA, zatem mieli szmal żeby zainwestować w chatę. W środku wszystko z drzewa, gospodyni robiła własnoręcznie makaron, mają własny ogród z warzywami a na piętrze znajduje się nawet maleńkie muzeum. Później gospodyni opowiadała nam, że maoiści przyczepili się do niej za zbyt komfortowe warunki panujące w jej domu. Według nich powinna mieszkać w skromniejszych warunkach. Jedzenie jedno z lepszych w całym Nepalu!
Wydane:
70 NPR - makaron z warzywami + herbata
90 NPR - dal bhat + herbata