DZIEŃ VIII
Sighisoara-Braszów
Wstajemy rano i pakujemy graty. Na prysznic nie ma szans, z toalety tez ciężko skorzystać, gdyż właśnie wstało całe pole namiotowe i każdy chce załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Zostawiamy plecaki w przechowalni i idziemy zwiedzać. Sighisoara to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miasteczek w Europie środkowo-wschodniej. Stare miasto leży w murach zamku, a wejście jest płatne (przynajmniej w czasie festiwalu). Większość budynków jest bardzo zadbana, samochody mają zakaz wjazdu, a w czasie festiwalu ludzie noszą średniowieczne stroje. Całość robi więc bardzo pozytywne wrażenie. Chyba najlepiej tu przyjechać w czasie trwania tego święta. Terminy oraz program imprez można sprawdzić przed wyjazdem na stronie rumuńskiego biura informacji turystycznej: http://www.romaniatourism.com/festivals.html oraz na oficjalnej stronie festiwalu: http://www.sighisoara-medievala.ro
Ciekawostka taka - w murach zamku znajduje się dom, w którym urodził się Vlad Tepes III, znany jako hrabia Drakula.
Po zwiedzaniu miasta udajemy się na dworzec, aby kupić bilety do Braszowa. Do kas biletowych było tyle ludzi, że nie było szans aby dostać bilety przed odjazdem pociągu, zatem bilety kupujemy u kanara. W Braszowie jesteśmy pod wieczór. Kupujemy bilety na nocny pociąg do Suceavy, aby znów zaoszczędzić na noclegu. Następnie idziemy na starówkę, zobaczyć te rzeczy, na które nie mieliśmy czasu podczas pierwszego pobytu w tym mieście. Oglądamy Prima Scoala Romanesca, czyli Pierwszą Szkołę Rumuńską, a przede wszystkim poszukujemy Strada Sforii (ul. Sznurowa), czyli prawdopodobnie najwęższą ulicę w Europie. Jest tak wąska, że przechodziliśmy koło niej kilkakrotnie, z różnych stron i nie mogliśmy jej znaleźć ;-) Gdy już mieliśmy dość poszukiwań i chcieliśmy wracać, dość przypadkowo trafiliśmy we właściwe miejsce. Ulica ma szerokość do 1,32 m i długa na 83 m. Stanowi jedną z pozostałości oryginalnej, średniowiecznej zabudowy miasta.
Kupujemy wodę na drogę i wskakujemy do pociągu. W sumie nieźle, razem z nami jest 5 osób w przedziale ośmioosobowym, ale wietrzę problemy, bowiem... w naszym przedziale jest starsze małżeństwo Romów z (prawdopodobnie) wnuczką. Każdy siedzi na swoich, numerowanych miejscach. Cyganie coś się nas pytają, odpowiadamy że "Suceava" ;-) Chyba trafiliśmy z odpowiedzią, bo potakiwali głowami ze zrozumieniem. Przychodzi kanar, sprawdza bilety. Oni tylko na to czekali. Jak tylko kanar wyszedł, babcia zaczęła rządzić w przedziale. Zaraz wydała dyspozycje dziadkowi i wnuczce, gdzie i jak mają siedzieć. Dziadek posłusznie zajął dwa wolne miejsca obok nas, o one rozłożyły się na całej długości kanapy naprzeciwko. No tak... A my? Kurde, ściśnięci w kąt obok siebie. Raczej się dziś nie wyśpimy. Po kilku godzinach budzi się babcia i zaczyna rzęzić jakby zaraz miała się udusić. Poradziła sobie z tą przypadłością w naturalny sposób. Zaczęła po prostu jeść, ale nie jeść kanapkę czy jakiegoś batonika. Ona rozłożyła na siedzeniu coś w rodzaju małego obrusu, na to wyłożyła pomidorki, chlebek itp. Zrobiła sobie całą ucztę, a na koniec wstała i zaczęła z siebie zrzucać okruchy, przy czym zasyfiła cały przedział. Gdy zobaczyliśmy jak na jakimś dworcu próbowała czytać nazwę stacji, wymawiając a głos składane literki, nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy ryć ze śmiechu. Dostaliśmy takiej głupawki, że obudziliśmy nawet małą. Gdy Michał powiedział, żebym się z nimi wymienił adresami, to na pewno przyjadą, to prawie leżałem na ziemi ze śmiechu. Na koniec poszło jeszcze hasło "jadą wozy kolorowe" i oboje już byliśmy "zrobieni". Cyganie patrzeli na nas z większym zdziwieniem niż my a nich ;-)
Wydatki:
Sighisoara:
- bilet na zamek - 2 x 2 = 4 lei
- woda - 2,20 lei
- bankomat - 130 lei
- herbatniki - 3 x 0,45 = 1,35 lei
- kartki - 15 lei
- woda - 2,20 lei
- przejazd Sighisoara - Braszów 2 x 10 = 20 lei
Braszów:
- 4 bułki - 0,85 lei
- ciastka - 1 lei
- ciacha truskawkowe - 0,85 lei
- herbatniki - 0,45 lei
- woda - 2,05 lei
- przejazd Braszów - Suceava - 2 x 39 = 78 lei