Rano zostawiamy niepotrzebne graty w naszym hoteliku i po 7.00 opuszczamy Imlil. Spokojnym marszem dochodzimy do następnej wioski. Jest super pogoda, więc po co się tak śpieszyć? Zatrzymujemy się na śniadaniu, które bardziej nas rozleniwiło niż wzmocniło. Po godzinie konsumowania ruszamy dalej. Do następnej wioski jest ok. 1,5h marszu i jest to już ostatnia miejscowość przed schroniskiem Nelter pod Toubkalem. Droga do schroniska jest wykorzystywana przez muły, zatem nie przedstawia ona żadnych trudności. Szlak łagodnie wznosi się do góry, oferując coraz piękniejsze widoki.
Po ok. 7,5h (w tym 3 długie przerwy) docieramy do schroniska (3 207 m n.p.m.), a właściwie do dwóch schronisk. Pierwsze schronisko to Gite Camping Les Mouflons (dawniej Refuge Neltner), które nie zrobiło na nas większego wrażenia, a brak elastyczności cenowej właściciela (100DIR za łeb) spowodował, że wybraliśmy schronisko Refuge du Toubkal, prowadzone przez Club Alpin Francais de Casablanca. Ala wynegocjowała 92DIR za osobę i dodatkowo jedna osoba miała nocleg gratis. Takiego miejsca jeszcze nie widziałem, a już na pewno nie szukałbym go w Maroku. Otóż, w schronisku prężnie działa stołówka (np. 15DIR omlet, 30DIR spaghetti) oraz kantyna (np. woda 12DIR). Możemy zamawiać co nam się podoba, a z kantyny brać co tylko chcemy. Nikt tego nie sprawdza, nikt nie patrzy, nikt nie zapisuje, a za wszystko razem płaci się dopiero przy opuszczaniu schroniska. Zwyczajnie przychodzi się do kolesia i mówi co się zamawiało i co brało, a on zlicza na kartce i podaje ostateczną kwotę. Mam nadzieję, że nie będzie to prowokowało do mataczeń przy płaceniu rachunku, a raczej powinno motywować do skrupulatnego notowania swoich zamówień, aby przez zwyczajne zapomnienie nie nadużywać zaufania właścicieli schroniska.
Przy „Muflonie” spotykamy Jacka i Wojtka, którzy właśnie wrócili ze szczytu. Nasze drogi jeszcze nie raz się skrzyżują.
Wieczorem dla chętnych zorganizowana była wycieczka fakultatywna w celu przeprowadzenia rekonesansu przed jutrzejszym wejściem na szczyt. Z Dominikiem wdrapaliśmy się 300 metrów wyżej, co miało też nam pomóc w lepszej aklimatyzacji. Nie było to jednak konieczne, ponieważ u nikogo z naszej grupy nie wystąpiły żadne symptomy choroby wysokościowej.
Wydatki:
20DIR – śniadanie