Rafting
Ewa znów chora i zostaje w hotelu, zatem na rafting jedziemy w siódemkę. Z Katmandu zabiera nas autobus, którym jedziemy w góry nad rzekę. Poszedłem się na chwilę odlać i o mało nie odjechali beze mnie (dzięki Zbychu, że o mnie pamiętałeś ;-)).
Po czterech godzinach jesteśmy nad rzeką. Przechodzimy krótkie szkolenie i do pontonu. Ponton jest na 8 osób czyli akurat dla całej naszej grupy, szkoda że Ewa nie dała rady.
Płynie jeszcze jedna załoga jakiś Amerykanów i Brytoli. Choć rzeka wydaje się zbyt spokojna, to jak na pierwszy raz jest wystarczająca. Co chwila ochlapuje nas lodowata woda, że też akurat dzisiaj musiała się popsuć pogoda i nie ma słońca! Około 13.00 robimy przerwę na obiad - jest i kurczak! Wszyscy jesteśmy zziębnięci ale bawimy się doskonale. Po obiedzie ruszamy dalej. Jacek odczuwa na swoim dupsku wszystkie większe kamienie, na które wpływamy. Raz tak podbija ponton, że nasz instruktor wpada do przodu i uderza w kolano Iwony, które nabiera dziwnego kształtu i koloru.
Po raftingu zawieźli nas do takiego domku w ogrodzie nad rzeką. Tam zjadamy wyśmienitą kolację. Dowiadujemy się, że wszyscy ci instruktorzy raftingu, gdy sezon w Nepalu się kończy, wyjeżdżają prowadzić spływy w USA. Później koleś opowiada nam o maoistach jako bohaterach, którzy walczą z niesprawiedliwością społeczną i chcą obalić króla. Dziwne usłyszeć to od kogoś, kto co roku wyjeżdża do Stanów.
Wydane:
70 NPR - ciacha
20 NPR - woda
850 NPR - 3 noclegi w Enocounter
100 NPR - Internet