Jaisalmer - Bikaner
Wstaje pogryziony. Moje stopy wyglądają jakbym miał wysypkę! Znów poranny kibel - to na 70% po tych lodach włoskich.
Zostawiam plecak w hotelu i o 9.00 wychodzę. Śniadanie jem w Kalpana Restaurant - bez rewelacji. Później idę obejrzeć jeszcze raz haveli (widać dawni mieszkańcy miasta musieli mieć sporo szmalu bo niektóre domy naprawdę przepiękne), a następnie jezioro Gadi Sagar (takie większe bajoro, fajnie wyglądają rosnące drzewa na środku jeziora). Wracając wstępuje jeszcze raz do fortu. Trochę kręcę się po mieście. Jaisalmer to fajna, nie za duża miejscowość, ciekawe uliczki starego miasta z bogato zdobionymi domami, panuje względny spokój, można odpocząć.
Jedząc cytrynowego pancakea czekam na safari w hotelu. Wyjeżdżamy o 15.48 (mieliśmy o 15.30). Wiezie mnie 100 m jeepem do innego hotelu, tam przesiadam się do innego jeepa. Jedziemy jakieś 500 m i znów przesiadka, tym razem już właściwy pojazd, czyli Tata Indico (odpowiednik naszego punto). Jadę ze starszym małżeństwem Hindusów. Najpierw jedziemy do jakiejś świątyni, których mam już przesyt. To tak jak jeździć po Polsce i w każdej miejscowości oglądać kościół. Bez sensu, wszystko wygląda tak samo. Jeszcze jak usłyszałem, że wjazd do świątyni nie jest opłacony i mam dodatkowo bulić, to się roześmiałem im w twarz. Następnie zatrzymujemy się parę kilometrów przed wydmami Sam. Przy drodze stoją poganiacze z wielbłądami. Bierzemy wielbłądy (mój się nazywa Babalou) i idziemy w kierunku wydm. W przewodniku było napisane, żeby na dłuższe safari zabrać coś wygodnego pod tyłek, ale nie spodziewałem się, że już po 30 min zacznie mnie tak boleć siedzenie. Na wydmy dochodzimy przed zachodem słońca, jesteśmy jakieś 70 km od granicy z Pakistanem.
Generalnie na kilometr pachnie komercją. Miał być klimatyczny zachód na pustyni, a tu gwar, pełno ludzi, jakieś wycieczki szkolne. Na pustyni leżą butelki po wodzie, opakowania po chipsach i batonach. Dziewczyny przebrane w tradycyjne stroje za opłatą pozują do zdjęcia, małe dzieci tańczące do hinduskiej muzyki przed zachodnimi turystami, gówniarze, którzy sprzedają napoje i przekąski. Gdzie tu romantyzm pustyni? Żeby colę na Saharze kupować ;-) Za mną łaził taki łobuz, chciał mi sprzedać zimną mirindę. Gdy po kilku minutach zaakceptował, że mam butelkę wody i nie potrzebuje nic do picia, to zaczął mnie namawiać żebym kupił napój dla poganiacza! Sam z siebie otworzył butelkę i mu daje do picia. Jak mówię, że i tak za nią nie zapłacę. Odbiera ją od ust poganiacza i każe za nią zapłacić bo jest otwarta! Zero bezczelności. Znów byłem mało sympatyczny ;-) Turyści robią ciekawe spontaniczne zdjęcia - ustawiają poganiacza i wielbłąda pod zachodzące słońce, odganiają wszystkich żeby im jacyś Hindusi w kadr nie weszli. W pewnej chwili krzyczą "idź!", wtedy poganiacz rusza i rozbłyskują się flashe fotoamatorów. Ot, taka uchwycona chwila na pustyni ;-) Same wydmy nie robią wrażenia, fajne ale bez brawury. To taka większa Łeba, jedyna atrakcja to przejechanie się na wielbłądzie (co atrakcją dla tyłka nie jest). Nieopodal wydm jest parking, na którym już czekają autobusy i samochody. Mój poganiacz chce mnie chyba na siłę uszczęśliwić i rozpędza wielbłąda, ostatni odcinek do parkingu pokonuję więc w galopie! Jeszcze bezczelny co chwila się odwraca, sprawdza czy jeszcze jestem w siodle i krzyczy "OK!". Żeby zrozumieć co się wtedy czuje, wystarczy się wypiąć i poprosić kogoś żeby kopał was w dupę - świetna rozrywka dla całej rodziny ;-) Z parkingu wyjeżdżamy o 18.15, mamy do przejechania jakieś 60 km do Jaisalmeru. Kierowca mówi, że mogę jechać podziwiać jakieś tutejsze tańce, ale musze dopłacić parę setek. Cóż... zawsze o tym marzyłem, ale jakoś nie mam czasu ;-) Po drodze, opowiada mi, że safari kilkudniowe (co to musi być za ból dla pośladków) kosztuje ok. 500 INR dziennie (w cenie żarcie, woda), ale mówi że on organizuje tylko takie krótkie bo te się najbardziej opłaca. Mówi, że za takie jak nasze wszyscy płacą (Hindusi też) 500-600 INR. Daje przykład naszej wycieczki - w samochodzie jedzie 3 turystów, każdy daje po 500 INR, koszt dojazdów 300 INR, za pustynie musi zapłacić 200 INR, czyli zarabia na tym 1000 INR.
O 19.00 jesteśmy w Jaisalmer. Najpierw wychodzą Hindusi i płacą kierowcy chyba 300 INR, później zawozi mnie do hotelu i odbiera dolę za mnie. Anna znów na przywitanie mnie ściska, zaczyna mnie to irytować. W hotelu podchodzi do mnie jakiś Hindus i się pyta czy go pamiętam. Zaczyna się... Nie chce mi się z nimi gadać, poza tym oni wszyscy są do siebie podobni, więc odpowiadam na odczepnego, że pamiętam - widzieliśmy się rano. On zaczyna się śmiać i odpowiada, że widzieliśmy się wczoraj. Okazało się, że to był ten koleś z autobusu co mnie namówił na ten hotel ;-) Właśnie przyjechał do brata. Idę na kolację na dachu (rewelacyjny makaron!). Anna łazi, ustawia jakąś muzę, wygłupia się, czochra mi włosy - kurde, czy on nie widzi, że mnie denerwuje tym dotykaniem! W restauracji pełno komarów. Zmywam się na autobus, ukradkiem, żeby ten typ mnie tym razem na pożegnanie nie ściskał. Wymykam się, szybko wciągam sandały i... biegnie Anna! Szlag... stało się. Jeszcze na koniec jakiś koleś daje mi wizytówkę hotelu w Bikanerze i mówi, że zadzwoni do nich żeby ktoś po mnie wyszedł.
Zawożą mnie na motorze na rondo Hanuman, skąd odjeżdżają autobusy. Odjeżdżam o 22.30. W nocy na jakimś parkingu przerwa, wsuwam herbatniki, 0,5 m obok mnie stoi cielak i czeka żebym mu coś rzucił. Daje mu herbatnika i teraz ma swój ryj 15 cm od moich rąk! Gadam z jakimś starszym Żydem. Powiedział, że w Indiach czyste jest tylko Goa (plaże) i północ (góry), a w całej reszcie jednakowy syf.
Hanuman-Travels - odjazdy z Hanuman Circle:
Bikaner 6:30 8:30 13:00 14:00 21:00
Jodhpur 5:00 6:00 9:30 11:30 12:30 14:00 15:30 16:30 22:30
Bilet do Bikaneru 120 i 150 (komfort)
Wydano 502 INR:
50 INR - jajówa + 2 tosty + lassi
10 INR - czekolada cadbury
10 INR - 2 wafelki
10 INR - pepsi
20 INR - sakwa na wodę
15 INR - 3 kartki pocztowe
200 INR - bluzka
30 INR - 1,1h Internetu
10 INR - pepsi
30 INR - naleśnik cytrynowy + herbata
10 INR - woda
85 INR - makaron + herbata
22 INR - woda + herbatniki + batoniki