Rano pakowanie, śniadanie, mycie i wyruszamy. Zostawiliśmy jeszcze naszym dobroczyńcom kilka czekolad i powiedzieliśmy, że w sobotę najpóźniej jesteśmy z powrotem.
Plan na dziś to schronisko w Podragu. Szlak prowadzi lasem, przez bardzo fajne tereny. Najpierw biegnie szerokim duktem wzdłuż rzeki i mija jaskinie, w której przechowywane są sadzonki. Po drodze napotykamy wiele salamander i następuje 5 min. dla paparazzi. Lucjan i Roman obfotografowują to biedne stworzenie z każdej strony. Następnie szlak robi się bardziej stromy i zaczyna się żmudne podejście, które urozmaicane jest co chwilę przez różne przeszkody. Pokonujemy niezliczoną ilość zwalonych drzew zalegających na szlaku, przechodzimy kilka razy przez dosyć śliskie strumyki oraz przez nienajlepiej utrzymane mostki.
Pod koniec marszu pokazał się pierwszy śnieg i od razu kłopoty. Lucjan do mnie mówi „uważaj na dziurę”, a ja oczywiście musiałem w nią wpaść. W śniegu była taka wyrwa, że wpadła mi cała noga i tak sobie siedziałem „bez sensu” na śniegu, aż Lucjan mnie stamtąd wyciągnął. Parę metrów dalej, przy przekraczaniu kolejnego strumyka, ale tym razem zasypanego śniegiem, wpadła mi noga do wody i tylko fartem nie zaliczyłem większej kąpieli.
O 16.45 dochodzimy do schroniska Turnuri (1520 m). Jest późno więc dalsza wędrówka jest „bez sensu”, także zostajemy tutaj. Właściciel schroniska, pan Florin Ion, nie był zbyt rozmowny i wyglądał jakby był bardzo nie pocieszony faktem, że zakłóciliśmy mu spokój. Jednak słuchał ciekawej muzyki, po Doorsach i Zeppelinach, wysłuchaliśmy karaibskich rytmów :-) Pan nam oświadczył, że jedzenia żadnego nie ma, więc musimy liczyć na własny prowiant. Powiedział też, że nocleg kosztuje 25 lei (ok. 30 zł) za osobę, bez względu czy będziemy spać na pryczach czy na podłodze. Trochę „bez sensu”, ta cena lekko nas wkurzyła, no ale trudno.
Po kolacji i sesji fotograficznej uderzamy w kimę. Mi przypadła górna prycza od strony drabinki, która nie była zabezpieczona żadną barierką. Wystarczyło więc bym podczas snu przewrócił się na drugi bok i mogłem spaść 1,5 m w dół. Zatem noc miałem raczej słabo przespaną, bo leżałem ciągle w jednej pozycji, musiałem się pilnować i co jakiś czas się budziłem… jak zwykle „bez sensu” :-)
Czas przejścia: Victoria-Turnuri 4:35