12 sierpień 2007
Skały Pastuchowa (4800 m)
Udało się! Przeżyliśmy noc! Mnie już głowa nie boli i czuje się jak świeżynka. Niestety Roman decyduje, że schodzi na dół. Już nie jest w stanie nic jeść, nie ma siły, odwodnił się. Stwierdził, że nie da rady i będzie czekał na nas na dole. Szkoda, był już tak blisko…
Było ich trzech… a teraz zostało dwóch…
Znów robimy mały wypad w górę. Przy okazji spotykamy Michała, który właśnie co wrócił ze szczytu. Chyba był wykończony, bo trochę czasu minęło zanim nas poznał :-) Powiedział, że zmęczył się strasznie, ale w końcu zdobył Elbrus. Wcześniejsze jego próby nie mogły się udać, bo jak stwierdził, nie był przygotowany fizycznie i psychicznie do tego co tam było. Zaczynamy coraz więcej rozmyślać, co może nas tam jutro spotkać.
Resztę dnia spędzamy w namiocie, odpoczywając przed jutrzejszym „szczytowaniem”. Pobudka o 2.00!