Geoblog.pl    radek    Podróże    Za Was, za nas, za priekrasnyj Kawkaz    Tbilisi
Zwiń mapę
2009
12
sie

Tbilisi

 
Gruzja
Gruzja, Tbilisi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2665 km
 
12 sierpień 2009

Dzisiaj zwiedzamy Tbilisi. Wcześnie wychodzimy, ponieważ chcemy w jeden dzień zobaczyć wszystkie najważniejsze obiekty stolicy.

Za punkt startowy obieramy Plac Avlabari, gdzie podjeżdżamy metrem. Stąd udajemy się do Świątyni Matki Boskiej Metechskiej, jednego z najbardziej znanych i znaczących zabytków miasta. Następnie przechodzimy przez most Metechski, który był jedynym mostem w mieście aż do XIX w. i dochodzimy do carskich bani. Miejsce jakby w całości przeniesione z Bliskiego Wschodu. Widać, że łaźnie to dobry interes, bo obok kilku dobrze tu prosperujących powstają nowe, które odbudowywane są ze starych ruin.

Od łaźni biegnie w górę uliczka do zamku Narikała. Sama twierdza nie stanowi wielkiej atrakcji architektonicznej, jednak warto pospacerować się po tych ruinach dla bardzo fajnego widoku na całe miasto. Obok zamku znajduje się aluminiowy pomnik Matki Gruzji wybudowany w latach sześćdziesiątych. Pomnik jest metaforą charakteru Gruzinów – w lewej ręce trzyma kielich z winem, które przeznaczone jest dla przyjaciół w ramach odwiecznej gruzińskiej gościnności, a w prawej trzyma miecz przeznaczony dla wrogów.

Spacerując odnowionymi uliczkami dochodzimy do katedry Sioni. Ci którzy mieli długie spodnie mogli zobaczyć w niej największą relikwię kościoła gruzińskiego – krzyż św. Niny. Paweł, który miał okazję wejść do środka, wyczerpująco opisał mi ten niesamowity przedmiot: „Noo, zwykły krzyż”.

Następnym zabytkiem na naszej trasie jest Bazylika Anczischatyjska, opisana w przewodniku jako jeden z najwspanialszych pomników wczesnego okresu gruzińskiej architektury. Nic więc dziwnego, że chcieliśmy ją bardzo zobaczyć i nie zważając na kilometry, mozolnie dążyliśmy do celu. Widok tego „najwspanialszego” obiektu bardzo nas jednak zawiódł. Ot, jeszcze jedna cerkiew. Patrząc na tę budowlę, wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie wiadomo jak byśmy się nie starali to nie jesteśmy i nie staniemy się wielkimi koneserami gruzińskiej architektury sakralnej. Koniec z odwiedzaniem kolejnych świątyń.

Chcąc poznać jakieś miejsce, trzeba czasami zejść z utartych szlaków. Skręciliśmy więc w wąskie uliczki Tbilisi. Widać dużą biedę, rozpadające się stare acz klimatyczne domy, a jednocześnie te obrazki stanowią swoistą odmianę po budowlach cerkiewnych, co nas niewątpliwie cieszy.

Po krótkiej przerwie w kawiarni na Placu Swobody, idziemy główną, reprezentacyjną ulicą Tbilisi – Aleją Szoty Rustaweliego w kierunku Placu Republiki. To już zupełnie inny świat. Tutaj można poczuć Europę. Drogie butiki, światowe marki, najlepsze restauracje.

Według przewodnika na Placu Republiki miała znajdować się poczta. Niestety, w tej chwili jest to tylko opustoszony, smutny budynek. Jak się później okazało Poczta Główna jest niedaleko Iriny (stojąc przy metrze Mardżanishvili i patrząc na McDonald’sa, trzeba skręcić w lewo i cała naprzód – poczta będzie po prawej stronie).

Przy Placu Republiki nasza wycieczka mogła by się już zakończyć i z czystym sumieniem moglibyśmy odhaczyć stolicę Gruzji. Jednak po moim lobbowaniu idziemy jeszcze zobaczyć 78-tysięczny stadion Dinama Tbilisi. Warto podkreślić, że my IDZIEMY, a to dobry kawał drogi. Gdy doszliśmy pod stadion było już bardzo ciemno. Poprosiliśmy strażnika żebyśmy mogli przejść przez bramę i zobaczyć fragment trybuny z żółtymi krzesełkami. Miny moich współtowarzyszy mówiły same za siebie. Byli wykończeni całym tym marszem, było ciemno i chcieli koniecznie iść już do Iriny. Dobrze, że nie doszło do linczu. Za nic nie mogłem ich przekonać, że warto było się poświęcić, żeby to zobaczyć. Stadion na pewno jest ładny, ale trzeba by się wybrać na jakiś mecz żeby to docenić, bo z zewnątrz to po prostu bryła o kształcie latającego spodka. Stadion narodowy Borisa Paichadze, choć nominalnie ma pojemność 78 tysięcy miejsc, to podczas meczu z Liverpoolem w 1979 roku zasiadło na nim 110 tysięcy osób (Dinamo wygrało 3:0). Czyli jest takim gruzińskim „Śląskim”. Obecnie stadion nie spełnia wszystkich norm bezpieczeństwa i w oficjalnych meczach pod egidą UEFA może na nim zasiąść raptem 22 tysiące kibiców. Do tej pory Gruzini wymieniają dwa niezapomniane dla nich mecze na tym stadionie – 5:0 z Walią i… 3:0 z Polską w eliminacjach Mistrzostw Świata w 1997 roku. Choć trzeba przypomnieć, że wtedy dopiero nasza reprezentacja odbijała się od dna za sprawą Janusza Wójcika, a w reprezentacji Gruzji grało kilku ciekawych piłkarzy europejskiego formatu jak bliźniacy Szota i Archil Arweladze czy Temur Kecbaja. To tylko taka dygresja.

Wieczorem przepakowujemy się i zostawiamy depozyt u Iriny. Wszystkie ciepłe i niepotrzebne rzeczy, które mieliśmy w górach zostają, a reszta jedzie z nami jutro zwiedzać Kachetię. Jest to region znany głównie z uprawy winorośli i słynący ze swoich wyśmienitych win. Dodatkowo na jego terenie znajduje się chyba najwięcej historycznych i architektonicznych zabytków. Spotykani po drodze turyści najczęściej polecali nam odwiedzenie właśnie tej wschodniej prowincji Gruzji.



Wydatki:
1, GEL – ciacho
0,4 GEL – metro
1,3 GEL – mrożona kawa
2,5 GEL – piwo
0,6 GEL – lody
2 GEL – pizza
0,4 GEL – metro
1 GEL – kawa
0,6 GEL – ciacho
0,8 GEL – fanta
4 GEL – pranie u Iriny
20 GEL – nocleg
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
radek
Radek Lange
zwiedził 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 154 wpisy154 34 komentarze34 997 zdjęć997 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.07.2009 - 24.08.2009
 
 
23.03.2009 - 03.04.2009
 
 
29.08.2008 - 09.09.2008