Geoblog.pl    radek    Podróże    Za Was, za nas, za priekrasnyj Kawkaz    Tbilisi-Dawid Garedża-Bodbe-Sighnaghi
Zwiń mapę
2009
13
sie

Tbilisi-Dawid Garedża-Bodbe-Sighnaghi

 
Gruzja
Gruzja, Sighnaghi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2760 km
 
13 sierpień 2009

Jak powiedział kiedyś Akaki Ceretieli: „Kto nie zna Kachetii, nie zna Gruzji”. Jedziemy więc poznać Gruzję. Dumaliśmy nad formą transportu, ale znowu bus załatwiony przez Irinę okazał się najlepszym rozwiązaniem pomiędzy kosztem, a sprawnością przemieszczania. Dla takiej grupy jak nasza (7 osób), własny bus to chyba najdogodniejszy sposób podróżowania.

Nasz szofer przyjeżdża po nas z samego rana. To ten sam osobnik co wiózł nas do Kazbegi. Pierwszy przystanek to oddalone o 70km od Tbilisi Dawid Garedża, do którego prowadzi wyjątkowo malownicza droga z pięknymi widokami. Widać z niej nawet ośnieżone szczyty Kaukazu. Żeby się tu dostać trzeba wynająć taksówkę lub mieć własny transport, ponieważ trasa ta nie jest w ogóle skomunikowana. Dawid Garedża leży na zupełnym pustkowiu przy granicy z Azerbejdżanem. Wokoło półpustynny krajobraz, który w tak słoneczny dzień mieni się niesamowitymi kolorami. Ale nie tylko dla tego krajobrazu tu przyjechaliśmy. To właśnie tutaj jest jeden z najwspanialszych zabytków Gruzji – kompleks klasztorny z VI wieku. W tym miejscu, w jednej z naturalnych jaskiń osiedlił się syryjski mnich, niejaki Dawid. W późniejszym czasie zaczęli do niego dołączać jego uczniowie, a następnie uczniowie uczniów i kolejni uczniowie. W taki oto sposób następuje rozwój kompleksu klasztornego, który w XII wieku stał się ważnym centrum kulturowym i edukacyjnym wschodniej Gruzji. Obecnie mieszka tu raptem 10 mnichów i czasy świetności tego miejsca już dawno minęły. Mimo to, Dawid Garedża jest na tyle atrakcyjna, że swoje łapy wyciąga po nią Azerbejdżan, który próbuje udowodnić swoje historyczne prawa względem tego miejsca. Po obejrzeniu kompleksu, ci bardziej jurni wchodzą na górę Geredża, z której roztacza się fantastyczna panorama i widok na klasztor. Dla nas jest to pierwsza atrakcja turystyczna w Gruzji, która zrobiła na nas wrażenie, dla Gruzinów jest to święte miejsce, którego trzykrotne odwiedzenie równoważne jest pielgrzymce do Jerozolimy.

Kolejny przystanek to centrum biskupie Kachetii – Monastyr Bodbe. Zaglądamy przez okno… rety znowu kościół. Nikomu się nie chce wychodzić, no ale widać po szoferze, że to dla Gruzinów jakieś specjalne miejsce, więc wolno wygrzebujemy się z busa. W samochodzie za gorąco na długie portki, do świątyń nie wpuszczają w krótkich gaciach, więc czeka mnie jeszcze przebieranka. Jeśli wiemy, że któregoś słonecznego dnia będziemy zwiedzać kościoły, warto zawczasu przygotować sobie spodnie z odpinanymi nogawkami. Bodbe to kompleks klasztorny św. Nino i jako fan kościołów nie napiszę już nic więcej. Około 3 km poniżej klasztoru znajduje się kapliczka, przy której wypływa źródło świętej Nino, które to niby posiada uzdrawiającą moc. Wiedzie do niego długa i stroma ścieżka przez las. Czterech głupków z naszej grupy postanowiło sprawdzić to miejsce. Żeby nikogo nie obrażać, najogólniej rzecz ujmując, źródełko jak i cały klasztor polecam jedynie zatwardziałym koneserom.

Po tych wszystkich uduchowionych miejscach jedziemy do Sighnaghi odpocząć w kwaterze prowadzonej przez Dawida Zandaraszwilego (oczywiście załatwionej przez Irinę). Dom jest trochę na uboczu, ale z jego tarasu jest piękny widok na Alazańską równinę. Wcinamy posiłek i idziemy zobaczyć miasto. Słyszeliśmy o nim same pochlebne opinie, ale nie spodziewaliśmy się aż tak malowniczego i czystego miasta w Gruzji. Jest ono położone na szczycie 790-metrowej góry i otoczone dookoła murami obronnymi. Miasto zostało objęte rządowym i współfinansowanym przez organizacje międzynarodowe programem rekonstrukcji zabytkowego centrum oraz infrastruktury. Program okazał się wyjątkowo skuteczny, ponieważ w Sighnaghi czujemy się bardziej jakbyśmy byli w jakimś włoskim miasteczku, a nie na Zakaukaziu.

Na rynku spotykamy jakiegoś strażnika miejskiego, który namawia nas na degustacje wina w pobliskim „Tasting Room”. Mówi, że właśnie w tym miejscu wino pili nasi wodzowie - Micheil Saakaszwili i Lech Kaczyński. Dzwoni do właściciela, który po nas wychodzi. No teraz to już nie mamy wyjścia. Właściciel prowadzi nas do piwniczki, która przerobiona jest na degustatornię. Facecik pod krawatem nalewa nam wina. Wszystko wygląda do tego stopnia profesjonalnie, że drżymy na samą myśl o rachunku. Czerwone, słodkie wino pierwsza klasa. Cena: 8 lari za butelkę! To niecałe 15zł! Od razu prosimy 15 butelek! Niestety, mają tylko 6. Okazali się zupełnie nieprzygotowani.

Wieczorem wielka wieczerza u Dawida Zandaraszwilego. Przy wielkim stole zasiadają wszyscy jego goście, czyli siedmioro Polaków i ośmioro Żydów. Jedzenia choć dużo, to jednak nie tak dobre jak u pamiętnej Nazi.

Wieczór spędzamy na wielkim balkonie przy degustacji domowego wina. Tutaj w Kachetii, która słynie z uprawy winorośli, praktycznie w każdym domu znajduje się kwewri, czyli duża, gliniana amfora umieszczona w ziemi, w której fermentuje wino. Roczny zapas wina na jedno kachetańskie gospodarstwo domowe to ok. 1000 litrów. Nic więc dziwnego, że w tym regionie gospodarze potrafią ugościć przyjezdnych.



Wydatki:
1,5 GEL – ciacha
0,75 GEL – woda
21 GEL – bus (razem 145 GEL)
3 GEL – degustacja (2 lampki)
8 GEL – wino
30 GEL – nocleg z wyżywieniem
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (26)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
radek
Radek Lange
zwiedził 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 154 wpisy154 34 komentarze34 997 zdjęć997 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
30.07.2009 - 24.08.2009
 
 
23.03.2009 - 03.04.2009
 
 
29.08.2008 - 09.09.2008